Ciocia z Ameryki zostanie zastąpiona przez wujka z Chin

unsplash.com / Li Yang @ly0ns
9 kwietnia 2020

Zakupy w Chinach są bardzo popularną formą nabywania towarów przez polskich konsumentów, która jeszcze dekadę temu była praktycznie nieznana. Wszystko to za sprawą AliExpres – chińskiej platformy zakupowej, która oprócz uszczęśliwiania ludzi, działa także na nerwy europejskim fiskusom.

Zacznijmy może od faktów. Według danych Ministerstwa Infrastruktury, na które powołuje się Gazeta Wyborcza, do Polski z Chin trafia każdego roku 14 milionów listów i zaledwie 15 tysięcy paczek. Dysproporcja dość znaczna mając na uwadze fakt jak dużo kupujemy na AliExpres towarów, które powinny być dostarczone w formie paczki. W listach natomiast co do zasady powinna znajdować się korespondencja, a nie towar. Tak jednak nie jest.

Listy, które do Polski docierają w znacznej mierze pochodzą od spółki AliExpress, Gearbest, Banggood etc. i zawierają w sobie zakupione towary. Zasadnicze pytanie, które się nasuwa to dlaczego tak się dzieje?

W myśl polskiego prawa wszelkie towary importowane w formie paczki pocztowej winny być obciążone podatkiem VAT. Przepis ten nie dotyczy jednak listów, które VAT-em obciążone nie są. Chińczycy wiedząc o tej luce skutecznie ją wykorzystują wysyłając co tylko się da w formie listów tym samym unikając podatku.

Jest jeszcze jeden sposób na uniknięcie opodatkowania. Prawo przewiduje, że z VAT są zwolnione prezenty oraz próbki. Tym samym do Polski  docierają niezliczone ilości próbników i podarunków od przyjaciół z Państwa Środka. To sprawia, że my dostajemy miły upominek, za który sobie zapłaciliśmy, a Urząd Skarbowy zostaje z niczym.

Sam proces kontroli również nie działa jak należy, co powoduje, że zawartość „listów” z Chin to tajemnica poliszynela. Wszyscy podejrzewają co się w kopertach znajduje, ale nie specjalnie chcą się umacniać w swoim przekonaniu. Tym samym ze skarbu państwa uciekają miliardy złotych podatku VAT, który mógłby zostać wykorzystany na wsparcie ochrony zdrowia, czy też rozbudowę infrastruktury cyfrowej.

Jak podaje Gazeta Wyborcza należności celno-podatkowe nałożono w ubiegłym roku tylko na ok. 77 tys. przesyłek, a ściągnięto w ten sposób 12 mln zł. To pokazuje jak niska jest ściągalność podatku skoro spośród 14 milionów przesyłek obłożonych podatkiem zostało zaledwie 77 tysięcy. Oznacza to, że podatek jest pobierany z zaledwie 0,55 proc. wszystkich przesyłek. Dla lepszego zobrazowania sytuacji można stwierdzić, że na ponad 180 przesyłek tylko jedna jest opodatkowana. 

Gdyby założyć, że istnieje liniowa zależność pomiędzy liczbą opodatkowanych przesyłek, a wpływami do budżetu to okazałoby się, że w budżecie powinno się znaleźć ponad  2 miliardy złotych. Oczywiście trzeba mieć na uwadze, że po opodatkowaniu przesyłek ich liczba mogłaby zmaleć. Mówi się, że może być to spadek nawet o 30-40 proc. Gdyby tak było to wówczas rzeczywiste wpływy do budżetu państwa mogłyby wynieść około 1 miliarda złotych, co jest zgodne z danymi płynącymi z branży logistycznej.

Na nieopodatkowanych przesyłkach z Chin traci nie tylko skarb państwa, ale również Poczta Polska, która musi je obsługiwać, a także Polscy przedsiębiorcy, którzy uczciwie odprowadzają podatki i mają znacznie gorszą pozycję w walce z gigantem e-commerce, który daninami na rzecz budżetu państwa niespecjalnie się przejmuje dzięki temu może konkurować ceną i wypychać przedsiębiorstwa z polskiego rynku.

Problemowi przyjrzała się Unia Europejska, która zauważyła, że kraje członkowskie ze względu na cały proceder tracą nawet 5 miliardów euro rocznie.  W sprawozdaniu Europejskiego Trybunału Obrachunkowego można wyczytać:

„Brak jest wprawdzie szacunków na temat tego, jakie kwoty podatku VAT nie zostały pobrane w związku z transgranicznym świadczeniem usług, Komisja ocenia jednak, że straty związane z dostawami towarów o niewielkiej wartości importowanych do UE z państw trzecich mogą sięgać nawet 5 mld euro rocznie”.

Dopiero działania UE wymuszą pobieranie w Polsce podatków od towarów sprowadzanych z Chin. Polskie instytucje niespecjalnie chciały się angażować w ten proceder, a jeśli to robiły to na ogół był to proces powolny. To też na swój sposób pokazuje, że problem cyfrowych gigantów, którzy unikają płacenia podatków, w Polsce ciągle jest bagatelizowany.

Niemniej jednak rozwiązanie zaproponowane przez UE, które powszechnie nazywane jest „pakietem e-commerce” i wchodzi w życie z początkiem 2021 roku (choć część już weszła w życie w 2019 roku) ma swoje luki.

Dotychczas stosowano następujące rozwiązanie:

„W stosunku do dostaw towarów zakupionych w państwach trzecich w ramach transakcji typu B2C stosuje się zwolnienie od podatku VAT przysługujące przesyłkom o nieznacznej wartości, gdy wartość tych przesyłek nie przekracza progu 22 euro (lub 10 euro w niektórych krajach)”.

W tym miejscu warto zauważyć, że Polska nie skorzystała z tej regulacji, gdyż chciała nakładać podatek na wszelkie przesyłki. Tym samym stała się ofiarą własnych działań, gdyż przesyłki do Polski z Chin trafiały w formie listów w wyniku czego nie pobierano praktycznie żadnych podatków. Niemniej jednak nowe założenia mówią o zniesieniu od przyszłego roku progu 22 euro (lub 10 euro) w wyniku czego wszystkie przesyłki z krajów trzecich (czyli spoza UE) będą objęte podatkiem VAT.

Jednakże całe rozporządzenie posiada pewną lukę, która może być furtką dla AliExpress.

„Podarunki przesyłane przez osobę prywatną innej osobie prywatnej (transakcje typu P2P) są zwolnione z należności celnych i podatku VAT, w przypadku gdy wartość podarunku nie przekracza 45 euro”.

Jest to bardzo duża furtka do nadużyć, która sprawia, że przesyłki z Chin wcale nie muszą być nadawane przez AliExpres, a po prostu przez osobę fizyczną. W krajach UE taki proceder nie byłby taki prosty, jednak w Chinach gdzie instytucje nadzorujące rynek nie są na tyle sprawne, a AliExpres ma bardzo silną pozycję rynkową i duże wpływy w chińskich władzach, sprawia, że od 2021 roku do UE może trafiać mnóstwo paczek i przesyłek od naszych chińskich przyjaciół.

Kiedyś paczki do Polski wysyłała ciocia z Ameryki, a jutro może to być wujek z Chin. Działania UE wydają się słuszne, jednak tak poważna furtka może sprawiać, że niewiele one zmienią w kontekście uregulowania kwestii przesyłek z Dalekiego Wschodu.