Airbnb: destabilizuje rynek, społeczeństwo i nie zamierza za to płacić

Airbnb to platforma dla właścicieli mieszkań na której mogą oni krótkoterminowo wynająć wolny pokój, czy też mieszkanie by zmaksymalizować korzyści z posiadania nieruchomości. Czy jednak maksymalizacja korzyści jednostek maksymalizuje korzyści społeczeństwa?
Platforma powstała w 2008 roku w Kalifornii z inicjatywy trzech przyjaciół. Jak twierdzą twórcy, miała ona służyć głównie pojedynczym właścicielom mieszkań by wynajmując wolny pokój mogli dorobić do swoich pensji lub emerytur.
Niestety, jak to w biznesach często bywa, pierwotny zamysł ewoluuje wraz z rozwojem firmy. Szanse na zarobek w wynajmie krótkoterminowym zauważyli właściciele dużych kapitałów, którzy zaczęli masowo inwestować w nieruchomości.
Efekt? Wzrost cen mieszkań, coraz mocniejsza pozycja Airbnb na rynku wynajmu krótkoterminowego i pogarszająca się sytuacja lokalnego rynku hotelarskiego. Prawdziwą skalę problemu pokazują liczby.
Z danych Instytutu Badań Strukturalnych wynika, że 1 proc. właścicieli kontroluje aż 25 proc. warszawskich mieszkań dostępnych na platformie Airbnb. Pod tym względem Warszawa jest w europejskiej czołówce. Wyższa koncentracja jest tylko w Barcelonie.
Z kolei z danych DELab UW wynika, że w Warszawie 5 proc. gospodarzy odpowiada za 60 proc. przychodów, 56 proc. rezerwacji i 30 proc. oferowanych miejsc.
Powyższe dane pokazują jak silnie monopolizuje się rynek wynajmu krótkoterminowego. Cierpią na tym nie tylko lokalne biznesy w postaci małych hoteli i hosteli, ale również społeczeństwo.
Airbnb przyciągając duży kapitał przyczynia się do wyraźnych wzrostów cen nieruchomości. Z danych NBP za III kwartał 2019 roku wynika, że aż 42 proc. nieruchomości w Polsce jest kupowane w celach inwestycyjnych. To z kolei skutkowało w ciągu roku 13 proc. wzrostem cen mieszkań w dużych miastach. Dla porównania płace wzrosły średnio o 7,3 proc. Oznacza to, że siła nabywcza przeciętnego Polaka w kontekście zakupu własnego mieszkania spadła.
Obecność Airbnb bardzo negatywnie wpływa na sytuację społeczeństwa. Przez skokowo rosnące ceny coraz mniej ludzi może sobie pozwolić na zakup własnego M. Tym samym są oni zmuszeni na drogi, jak na polskie warunki, wynajem. To bardzo negatywnie wpływa na ogólny stan psychiczny społeczeństwa, którego członkowie żyją w warunkach niepewności martwiąc się o to czy będą mieli gdzie mieszkać i czy będzie ich na to mieszkanie stać.
Taka sytuacja na rynku mieszkaniowym wpływa też na demografię. Doktor Jakub Sawulski w książce „Pokolenie 89. Młodzi o polskiej transformacji” zauważa, że zły stan polskiego rynku mieszkaniowego jest jedną z przyczyn niskiej dzietności młodych Polaków. Trudno się nie zgodzić z tą tezą. Żaden zdrowo myślący młody człowiek nie zdecyduje się na założenie rodziny jeśli wynajmuje mały pokój i nie wie czy przypadkiem nie zostanie mu z dnia na dzień podwyższony czynsz lub nie zostanie wypowiedziana umowa.
Oczywiście opisane problemy to problem wieloletnich zaniedbań lecz takie platformy jak Airbnb się bardzo mocno przyczyniają do ich zwiększania.
Prócz tego rosnąca liczba mieszkań na cele inwestycyjne sprawia, że niektóre miejsca stają się bardzo głośne, co źle wpływa na życie autochtonów. W wyniku tego śródmieścia, gdzie jest najwięcej mieszkań na Airbnb, zaczynają pustoszeć, a tkanka miejska ulega erozji.
We wspomnianej Barcelonie szczególnie mocno ucierpieli mieszkańcy. W reportażu TVN24 Oriol Casabella ze zrzeszenia sąsiedzkiego dzielnicy Barceloneta podaje, że ceny najtańszych mieszkań potrafiły wzrosnąć z 300 lub 400 euro miesięcznie do 600 lub 700 euro. To wzrost nawet o 100 proc. Jako powód podają właśnie wzrost inwestycji pod najem krótkoterminowy, który winduje ceny nieruchomości, a jednocześnie zwalcza lokalny biznes hotelarski skazując mnóstwo ludzi na utratę źródła utrzymania. To z kolei prowadzi do gentryfikacji, czyli procesu wypychania mniej zamożnych mieszkańców na obrzeża miast.
Wiele miast postanowiło walczyć z procederem Airbnb. Wśród najbardziej znanych przykładów jest Berlin gdzie w latach 2009 – 2014 czynsze urosły o ponad połowę. To skłoniło władze niemieckiej stolicy do drastycznych działań. W 2014 roku została uchwalona ustawa Zweckentfremdungsverbot, która weszła w życie dwa lata później. W jej myśl, właściciele mieszkań nie mogą wynajmować przez internet całych nieruchomości. Możliwy jest wynajem tylko części mieszkania i to pod warunkiem, że właściciel jest obecny w mieszkaniu przez cały czas najmu nieruchomości.
Śladem Berlina chcą iść inne duże miasta, które zauważają problem jakie tworzą platformy do wynajmu krótkoterminowego. Gdy przyjrzymy się bliżej korzyściom i stratom, to okaże się, że platforma, która miała ułatwiać życie zwykłym ludziom, tak naprawdę im je uprzykrza i utrudnia. Ze szczytnej idei narodził się poważny problem. Co gorsza Airbnb nie dość, że powoduje problemy to na dodatek nie zamierza się dokładać do walki z nimi. Mówiąc wprost platforma niespecjalnie lubuje się w płaceniu podatków. Ułatwia jej to operowanie na europejskim rynku z Irlandii. Państwa znanego z bardzo liberalnego prawa podatkowego, które w zasadzie pozwala na ich niepłacenie na czym korzystają Irlandczycy, a cierpi cała Europa.
Dlatego ważnym jest by działalność tego typu platform została uregulowana, gdyż z perspektywy społeczeństwa niedopuszczalnym jest by istniała tak wyraźna samowola, która destabilizuje sytuację społeczną, lokalny rynek mieszkaniowy i na dodatek nie rekompensuje tego w podatkach.